Najgorszy wernisaż w mieście!

0
717

Najgorszy „wernisaż” na jakim byłam. I nie piszę tego przewrotnie. Tu nie będzie zwrotu akcji jak w relacji z koncertu Comy. Na Wyluzuj weź to śmiertelnie poważnie naprawdę było beznadziejnie od początku do końca.

Wszystko się zgadzało. Było wydarzenie na fejsbuczku, były biogramy artystek. Zapowiadał się prawdziwy wernisaż, w dodatku dotyczący mojej ulubionej tematyki, czyli śmierci.
To takie zagadnienie, które zawsze się sprawdza i które można przerabiać w kółko i w kółko, na tysiąc różnych sposobów.

Ciekawa byłam sposobu na jaki zdecydowały się Katarzyna Kukuła i Anna Szczurek, dwie młode krakowskie artystki. Z opisu wydarzenia można było się dowiedzieć, że malarki korzystały z inspiracji etnicznych, co faktycznie dało się zauważyć w ich pracach. Jak się dobrze przyjrzeć to może i Fridę Kahlo uda się tam znaleźć, ale nic odkrywczego w tym nie ma, bo kto nie lubi Fridy?

O samej wystawie trudno jest coś napisać, bo jej w zasadzie nie było!
Prace, które zobaczyłam na ścianach klubu Piękny Pies, mogę określić jako przyzwoite.
Ani mnie nie zawiodły ani mną nie wstrząsnęły, ale tak naprawdę to trudno je ocenić i tu właśnie przechodzę do meritum niniejszego artykułu.

Jak tylko weszłam na miejsce rzekomego wernisażu od razu przypomniały mi się słowa tego poznaniaka, o którym już Wam pisałam TUTAJ i pomyślałam „miał facet rację”.
Owo „wydarzenie” hucznie i nad wyrost nazwane wernisażem to tak naprawdę kilka obrazów zawieszonych na ścianie mikro klubu.

Wchodzę i widzę normalny PUB. Siedzą ludzie przy stolikach, piją piwo. Na ścianie (tak nawet nie na ścianach a na JEDNEJ ścianie) wisi jakby od niechcenia kilka obrazów. Nikt sobie nimi specjalnie głowy nie zaprząta, ot taki tam wystrój zwykłego pubu. Przyszło co prawda kilku naiwniaków co podobnie jak ja myśleli, że idą na wystawę i też zagubionym wzrokiem błądzili po sali w jej poszukiwaniu.
Ci co przyszli licząc na wernisaż stali w ciasnym wnętrzu, powodując jeszcze większy ścisk i czekając, aż coś się w końcu wydarzy. Nie wydarzyło się. I wtedy właśnie przypomniały mi się słowa tego poznaniaka i pomyślałam „miał rację, w Krakowie faktycznie wystarczy nazwać coś wernisażem, a nie ważne jaki dzień i godzina, i tak będzie pełno”. Szkoda tylko, że tym razem zostaliśmy nabici w butelkę, a sztuka okazała się jedynie do owych butelek sprzedaży.

Cała wystawa to te kilka prac, które ciężko mi Wam pokazać bo nie zatroszczono się nawet o to by je odpowiednio wyeksponować. Zawsze można przecież powiedzieć, że tak miało być, bo prace są o śmierci więc ten półmrok to celowy….
Dużo do oglądania nie było, chciałam więc się chociaż lepiej przyjrzeć temu co jest, ale dostęp do obrazów był zablokowany przez pubowe stoliki przy których klienci lokalu pili sobie piwko.

W takich warunkach naprawdę ciężko było się skupić, na tych paru prezentowanych pracach.
Poziom mojej irytacji całkowicie zdominował jakiekolwiek artystyczne doznania, aczkolwiek to co udało mi się zobaczyć (po ciemku i z daleka) ma potencjał i chętnie zobaczyłabym więcej prac tych artystek i w lepszym, bardziej odpowiednim otoczeniu.

Jeśli więc wybieracie się na ul. Bożego Ciała tylko po to, żeby zobaczyć „wystawę”, to oszczędźcie sobie czasu, idźcie na zapiekankę. Choć jeśli się jednak uprzecie i pójdziecie specjalnie dużo tego czasu nie stracicie, bo zobaczenie wszystkich prac zajmie Wam jakieś trzydzieści sekund…


NIE WIESZ JAK RUSZYĆ Z BIZNESEM? DOWIEDZ SIĘ TUTAJ!