Nie było łatwo zdecydować, w którym orszaku wziąć udział, ale ostatecznie zdecydowałam się na czerwony.
Rozpoczął się on mszą święta na Wawelu. Podczas kazania podkreślone zostało znaczenie tego święta, o którym już pisałam TUTAJ .
Chodzi oczywiście o fakt objawienia się Boga wszystkim bez wyjątku. Wierzącym i poganom, bogatym i biednym, ludziom z miast i wsi.
Tak samo do udziału w orszaku zaproszeni zostali wszyscy. Metropolita krakowski Marek Jędraszewski zaprosił do wspólnego przemarszu także osoby niewierzące.
Tak na prawdę nikogo chyba nie trzeba było specjalnie zapraszać, bo zarówno w katedrze jak i przed nią oraz na trasie przemarszu zgromadziły się tłumy.
Za gwiazdą podążali nie tylko mędrcy, ale też anioły i krakowianie.
Te piękne i kolorowe stroje ludowe na pewno nadawały wyjątkowości. Wszyscy chcieli choć na chwilkę znaleźć się z przodu orszaku by móc je zobaczyć.
Przez około godzinę ulice Starego miasta wypełniały dźwięki kolęd, śpiewanych nie tylko przez zespół ale też przez wszystkich uczestników.
Nie trzeba było znać tekstów bo wolontariusze rozdawali śpiewniki, więc każdy mógł się dołączyć.
Gdy dotarliśmy na Rynek Główny, Król z naszego orszaku dołączył do pozostałych dwóch, którzy już na niego czekali.
Gdy byli już w komplecie złożyli pokłon Dzieciąteczku.
Całość zakończyła wspólna modlitwa i błogosławieństwo.
Wracając do domu spotkałam Lajkonika.
Był na tyle uprzejmy, że podszedł by dotknąć mnie poświęconym złotem.
Podobno przynosi to pomyślność na cały rok.
Czy się spełni? Napiszę Wam w relacji z jedenastego orszaku!
NIE WIESZ JAK RUSZYĆ Z BIZNESEM? DOWIEDZ SIĘ TUTAJ!